Zasłużeni dla klubu "Morka"

Waldemar Trojanowski



Na Placu Narutowicza w Płocku w 7 miesięcy po zakończeniu II wojny przyszedł na świat Waldemar. W obecnej siedzibie Sądu Rejonowego była wtedy Szkoła Podstawowa nr 2 w której w 6 roku życia rozpoczął naukę, nomen omen, z naszym Kolegą klubowym Adamem ŻÓŁTOWSKIM. To tu ze skarpy najpierw spoglądał, a potem biegał nad Wisłę, która w magiczny sposób przyzywała go.
Zanim rozpoczęła się budowa naszej stanicy Waldemar z Adamem rozpoczęli swoją wodniacką przygodę od remontu starego kajaka (trumny), który wspólnie zakupili im ojcowie. Marzenia i młodzieńcza fantazja sprawiły, że ich "jacht" - ten stary kajak - miał 2 maszty, a pierwszy rejs o mało nie zakończył się tragicznie.
Już wtedy trwała budowa naszej stanicy, więc od jesieni 1960r. Waldemar wraz z Andrzejem natychmiast wstąpili do organizowanego stowarzyszenia wodniackiego, którym kierował mgr Ryszard GAŁKOWSKI. Intensywnie rozpoczęli naukę żeglowania. Waldemar, mając 15 lat, zdobywa w 1961r. tytuł żeglarza i jesienią tego roku rozpoczyna na strychu budowę CADETA.



Już w następnym sezonie pływa nim po Wiśle, a nawet wywozi ten jachcik na jez. Górskie koło Łącka. Morka przyjmuje nazwę Klub Wodniaków Mazowieckich Zakładów Rafineryjnych i Petrochemicznych przy Oddziale PTTK w Płocku. W międzyczasie Waldek rozpoczyna naukę w Technikum Mechanizacji Rolnictwa przy ul. Padewskiego i nadal doskonali się żeglarstwie.



W 1963r., gdy rozpoczyna się budowa tamy we Włocławku, będąc w 4 klasie technikum po sprzedaży Cadeta pod nadzorem "Kapitana", bo tak nazywali R. GAŁKOWSKIEGO, rozpoczyna budowę kolejnego, tym razem bezklasowego, jachtu wyglądem i wymiarami zbliżonego do Omegi. Jest to jacht gaflowy o powierzchni żagla ok. 15m2.



Wtedy dosyć rygorystycznie przestrzegane było posiadanie uprawnień i odbywały się częste ich kontrole. A przecież odległe Mazury kusiły. Jak więc było sobie odmówić takiego rejsu, w dodatku z kolegami Ryśkami SZATKOWSKIM i SOKOŁOWSKIM. Tylko czy dzisiaj jesteśmy sobie w stanie wyobrazić jeszcze tak odległe rejsy tylko na żaglach, pagajach i burłaczeniu? Czy młodzież wie, co to jest burłaczenie? Na szczęście starczało wakacji na dopłynięcie do Mazur, opłynięcie wszystkich zakątków i powrót do Płocka.







Wyczyny te trwały do momentu, gdy w 1967 roku rozpoczął 2 letnią służbę wojskową. Sprzedał ten jachcik i po powrocie z wojska kupił szalupę, którą przebudował w całkiem zgrabny i wygodny jacht motorowy. Nawet silnik spalinowy od betoniarki potrafił adaptować do roli podstawowego napędu. Był rok 1970 gdy rozpoczął żeglowanie na wielką skalę. To wtedy po raz pierwszy śluzował się na nowowybudowanej tamie we Włocławku. Gdańsk, Zalew Wiślany, Mazury już nie wymagały tyle wysiłku, choć paliwo nadal trzeba było jakoś zdobywać i dostarczać "na burtę", a prowiant? Jak nie zaopatrzyłeś się w piątek to raczej w sobotę i niedzielę nie miałeś szansy legalnie czegokolwiek kupić - wspomina Waldek. Nawet stacje benzynowe funkcjonowały tylko przy głównych trasach. Ale i tak to były piękne czasy.
Potem założył rodzinę, podjął pracę, ale nadal każdą wolną chwilę poświęcał pływaniu. Wzrastał razem z Morką - tryumfy święciła sekcja kajakowa - sprawnie funkcjonował też klub żeglarski i motorowodny. Powstawały nowe konstrukcje jachtów i motorówek.



W 1974r., po sprzedaży poprzedniego jachtu, wraz z Ryszardem SOKOŁOWSKIM zakupili skorupy i rozpoczęli w Morce budowę "RYWALA". Trwało to trochę, bo i pozyskanie materiałów i rozmach zadania wymagał sprytu, inteligencji i wysiłku organizacyjnego. A efekty tej działalności możemy oglądać do dzisiaj. W 1975 roku pierwszy rejs odbył się oczywiście na Mazury, a potem już wszędzie gdzie tylko woda, zasoby finansowe i fantazja pozwoliła. Pracował w Naftoremoncie - Zefirze i zajmował się... szkutnictwem. W czasie powodzi w 1982 przebywał na delegacji w Związku Radzieckim, a Rysiek ratował ten jacht - skutecznie skoro do tej pory wspólnie odwiedzają "stare kąty" od Gdańska przez Zalew Wiślany, Jeziorak, Mazury...







Czas nieubłaganie pędzi, a te 50 lat WALDEMARA w Jego "MORCE" upłynęły niewiadomo kiedy i gdyby nie ten artykuł pewnie nadal nie zdawałby sobie z tego sprawy że to już pół wieku.

Dużo zdrowia Waldku!!!

I nadal pięknych rejsów...